Tytuł: Shroud of Darkness

Normalnie staram się tego unikać, ale tym razem recenzja najnowszego odcinka będzie mocno

S        P       O       I       L       E       R       O       W       A

A to dlatego, że tak doniosłego i dobrego odcinka nie da się omawiać bez zagłębiania się i dokładnej analizy wydarzeń, a działo się bardzo dużo.

Zaczyna się z wysokiego „C”, od pojedynku pary inkwizytorów (standardowo już Piąty Brat i Siódma Siostra) z naszymi niedorobionymi Jedi. Pojedynek, choć znów dość wyrównany, ponownie kończy się remisem ze wskazaniem na inkwizytorów. Rebelianci ponownie muszą salwować się ucieczką (tutaj znów otrzymujemy jasny sygnał w jakim kierunku rozwijać się będzie Moc Ezry) i kreują wrażenie, jakby wysłannicy Ciemnej Strony Mocy deptali im po piętach na każdym niemal kroku. A przecież wcale tak nie było, bo Inkwizytorów w większym wymiarze w drugim sezonie widzieliśmy zaledwie 4 czy 5 razy.

Szybko chodzi to jednak na drugi plan, gdy na scenę wkracza Ahsoka, a całą, władająca Mocą trójka postanawia powrócić na Lothat, by szukać rady w ukrytej tam świątyni Jedi. A tam, każdy z bohaterów otrzymuje to, czego chciał, a raczej, potrzebował… A przede wszystkim to, czego się obawiał.

Kanan dowiaduje się, a raczej potwierdzają się jego obawy, że Ezra ma ciągoty ku Ciemnej Stronie. Jest on jednak gotów za wszelką cenę ochraniać swego ucznia. Świątynny strażnik, z którym potykać musi się Kanan, uświadamia mu jednak, że tylko sam Ezra odpowiada za swe przeznaczenie i ścieżkę, którą podąży. Prawda, której akceptacja przychodzi mu z trudem, ostatecznie przynosi Kananowi wyniesienie go do rangi Rycerza Jedi. Zaszczyt ten otrzymuje z rąk wspomnianego strażnika, którego maska skrywa… Wielkiego Inkwizytora, który jak się okazuje, sam był kiedyś Rycerzem Jedi.

Ezra w tym czasie udaje się na „spotkanie” w Mistrzem Yodą – i tutaj jedyny, duży minus odcinka – Yoda wyglądał bardzo słabo! Poza tym to jednak ten sam, mały, zielony, dziwnie mówiący ludek o głosie Franka Oza. A Ezra potrzebuje jego nauk jak chyba nigdy wcześniej. Młody Padawan ponad wszystko zdaje się bać porażki, szuka więc nowych dróg do zdobycie przewagi nad wrogiem. Problem w tym, że już sam strach jest prostą drogą do Ciemnej Strony, a jego zafiksowanie na siłowym rozwiązaniu konfliktu z pewnością nie pomaga. „How Jedi choose to win, the question is” – taką odpowiedź dla Ezry ma Yoda. Czy to, oraz informacja, że  sam Yoda też nie raz czuł strach, nie dał się jednak złapać w jego pułapkę wystarczy, by pokierować Ezrę ku Jasnej Stronie? Za parę tygodni się dowiemy.

Bardzo jestem też ciekaw, czy dojdzie do konfrontacji Ahsoki z jej dawnym mistrzem, obecnie będącym mrocznym lordem sithów. To własnie z tym faktem musiała stanąć oko w oko trzecia bohaterka najnowszego odcinka. Podświadomie pewnie była tego świadoma, jednak dopiero medytacja w świątyni otworzyła jej oczy na smutną prawdę, a jednocześnie zmusiła do stawienia czoła swemu największemu strachowi. Ahsokę przerażała możliwość, że to ona i jej porzucenie zakonu Jedi mogło przyczynić się i zdecydować o ostatecznym zwróceniu się Anakina ku Ciemnej Stronie. To właśnie ona odpowiadać mogła za upadek Republiki i powstanie Dartha Vadera. Doskonale widzimy jak świadomość tego oraz wina, która sama bierze na swe barki przytłacza ją, powoduje wątpliwości i momentami paraliżuje. Jednak nieme poparcie, które ostatecznie uzyskuje od Yody, może stanowić dla niej nieocenioną pomoc.

Na koniec, niejako wisienką na torcie jest pojawienie się Dartha Vadera, już nie jako wizji, wystarczyło bowiem kilka swój Jamesa Earla Jonesa, by wywołać ciarki.

A ja już nie mogę doczekać się kolejnych odcinków Rebelsów, szczególnie dwóch ostatnich, które kontynuować będą wątki Jedi, Inkwizytorów, Ahsoki i być może Sithów (dawnych i obecnych).

A tymczasem odcinek ten oceniam na 9/10, jeden punkt odejmując tylko i wyłączenie za wygląd Yody.

Zapraszam też do lektury recenzji poprzednich odcinków Rebelsów i innych newsów z nimi związanych >>