Już od wczoraj cały koszykarski świat świętuje, gdyż w Toronto rozpoczął się 65, doroczny All-Star Weekend wieńczony zwyczajowo Meczem Gwiazd.
Dawniej, gdy koszykówka w moim życiu była bardziej obecna, a ja miałem więcej czasu na wszystko, zdarzało się, że nie spałem dwie noce z rzędu i na żywo śledziłem całą imprezę. Jak łatwo się domyślić, dziś już tak nie jest. Nie znam nawet pełnych składów drużyn Wschodu i Zachodu, a moje zainteresowanie ograniczy się pewnie do obejrzenia konkursu slam dunków, który zawsze był moją ulubioną częścią całego weekendu.
Niestety jest też tak, że nie pamiętam już, kiedy po raz ostatnio w koszykówkę grałem, ale było to bardzo dawno temu. Co prawda nie wiem, jak wytrzymałyby to moje leciwe już stawy, kości i mięśnie, ale mimo to, coraz częściej korci mnie, by na parkiet wrócić i przekonać się, czy coś jeszcze pamiętam i czy wciąż mam jeszcze parę asów w rękawie.
Jeśli się na to zdecyduję, niewątpliwie się o tym dowiecie, no chyba, że z boiska zostanę zniesiony…