Co prawda w tym roku mamy popierdółkę, a nie zimę, co nie zmienia faktu, że mrozy mają jeszcze powrócić, a ja jestem na nie umiarkowanie przygotowany. Co prawda gorący chłopak ze mnie i marznę bardzo rzadko, ale wolę się jednak i na taką ewentualność zabezpieczyć.

Buty porządne i zdatne na siarczyste mrozy mam. Czapkę sobie niedawno drogą kupna nabyłem (o tym innym razem) i choć jej jeszcze przy bardzo niskiej temperaturach nie sprawdziłem, to mam dobre przeczucia co do niej. Szalików po domu też się kilka różnej grubości i kolorystyki wala, ale niespodziewanym problemem stały się dla rękawiczki.
Wiem, że podobny problem dotyka wielu osób, gdyż rękawiczki mają tę niefajną przypadło, że łatwo się gubią i potem zostają takie biedne, samotne, bez swojej drugiej połówki (rękawiczki oczywiście, nie osoby). Problem moich rękawiczek był nieco inny. Przez lata używania bardzo bidulki zmarniały, zaczęły się przecierać i ogólnie były mało wyjściowe. Tym niemniej, jak nie było innego wyboru, swe podstawowe zadanie spełniały.
Niestety najwyraźniej i ja stałem się w tym sezonie osobą rękawiczki gubiąca, bo na przestrzeni miesiąca zdekompletowały mi się już dwie pary, a braki trzeba jak najszybciej uzupełnić.

 

Oczywiście pierwsza myśl była taka, że będzie to świetna okazja, by nabyć sobie rękawice starwarsowe, ale po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że to byłoby już chyba zbyt dziecinne. Z pomysłu nie zrezygnowałbym może tak łatwo, gdyby nie fakt, że jak widać na załączonych obrazkach, w kwestii rękawiczek to nic dupy nie urywa. Nie pozostaje zatem nic innego, jak rękodzieło 😉
Jaka szkoda, że nie potrafię na drutach dziergać 😉