Dzisiejszy numer, czyli 22 (a dokładniej -22) idealnie pasuje do dzisiejszego wpisu, który jak głosi tytuł, będzie o moim drugim razie… z Przebudzeniem Mocy. Otóż wczoraj wieczorem wybrałem się na film po raz drugi, tym razem do IMAXa.

I muszę powiedzieć, że jest dobrze! Bardzo dobrze! Dużo lepiej, niż za pierwszym podejściem. Doszedłem więc do wniosku, że sam sobie trochę premierę zepsułem aż tak gorączkowym oczekiwaniem, a także świadomością, że prosto po seansie miałem zabrać się za pisanie recenzji. I dlatego, zamiast chłonąć magię i klimat Gwiezdnych Wojen, myślałem raczej o tym, co napiszę.

Na drugim razem oglądałem już na luzie. Wiedziałem już też i byłem gotowy na fabularną wtórność, ale tym razem mi ona już tak nie przeszkadzała, bo była cudowna Rey. Za drugim podejściem podobała mi się jeszcze bardziej. Ale najważniejsze jest to, że nie raz i nie dwa podczas filmu poczułem przyjemne dreszcze na całym ciele (w całej oryginalnej trylogii czułem je dwa razy), a w oczach zamajaczyły łzy wzruszenia.

Ale żeby nie było aż tak cukierkowo, to powiedzieć muszę, że nadal przeszkadza mi, i to bardzo daleko idąca nieokreśloność sytuacji geopolitycznej, w jakiej znajduje się galaktyka. No i jeszcze parę innych drobiazgów, na których skupię się w najbliższych dniach. Ale przede wszystkim akcentował będę to, co dobre, bo stwierdzam, że po drugim seansie film oceniam już na 9/10, bo Moc znów jest z nami! 😀