No dobrze, tytuł może trochę zbyt pompatyczny, jak na wpis o mojej kolacji 😉 No ale co zrobić, że dziś do domu wróciłem tak wygłodniały. Zresztą zawsze miałem tak, że śniadanie mogłoby dla mnie nie istnieć, a wieczorami zawsze było mi mało, jedzenia także 😉

Przez jakiś czas udało mi się nad tym jako tako zapanować i wprowadzić nieco korzystniejsze nawyki żywieniowe, także śniadanie było między 10 a 11, obiad między 15 a 16, z kolei kolacja różnie, najlepiej, jeśli w ogóle.

Niestety teraz znów mi się coś poprzestawiało. Śniadania jeśli w ogóle jem, to dobrze po 12, obiady pozostały bez zmian, ale niestety zacząłem dużo więcej podjadać wieczorami, ale dziś był to już w ogóle szczyt, bo miałem wrażenie, że mógłbym zjeść konia z kopytami. Na szczęście poprzestałem na trzech klopsikach, ale i tak nie podoba mi się ta zmiana, więc coś z tym będzie trzeba zrobić.

Ale zanim to nastąpi, może pójdę sobie jeszcze coś zjeść. Może płatki z mlekiem… 🙂