Dzisiejsza tęcza jest absolutnie bez żadnych podtekstów! Pojawiła się, bo dzisiejszego dnia tęcze na niebie pojawiały się co i rusz. Zresztą dziwny był to dzień i niczym ta tęcza – wiele miał odcieni, nastrojów i kolorów.

Zaczęło się miło i sympatycznie, bo choć o bardzo barbarzyńskiej porze wychodziłem na pole po raz pierwszy, to temperatura zgotowała bardzo miłą niespodziankę, dzięki czemu nawet deszczyk był przyjemny. A jak do tego doszło jeszcze niczego sobie słoneczko, to niebo dodatkowo poprawiło nastrój pięknymi tęczami.

No ale niestety wszystko co dobre, szybko się kończy i zamiast podziwiać cuda przyrody, trzeba było dobrowolnie, ale niechętnie zamknąć się w szarych, smutnych ścianach fabryki na bite osiem godzin. No ale zleciały w miarę sprawnie, a dodawszy do tego smakowity obiadek i inne nieoczekiwane umilenia, koniec końców wychodzi, że nie było tak całkiem źle.

Zaraz po pracy otrzymałem jeszcze bardzo ciekawy i potencjalnie bardzo pozytywny telefon, więc na wieczorne granie w siatkę szedłem bardzo pozytywnie nastawiony. Niestety, na hali dopadł mnie totalny zjazd, a forma psycho-fizyczna poleciała na łeb, na szyję, zaryła w muł i tam pozostaje aż do teraz. Czas więc skończyć to gryzmolenie, udać się pod prysznic i rzucić w objęcia Morfeusza (metaforycznie oczywiście, bo jak mówiłem, tęcze są bez podtekstów ;)), a zatem dobranoc.