Hmm, nie wiem w sumie czy obowiązuje jeszcze cisza wyborcza, czy już nie, a nawet jeśli tak, to w gruncie rzeczy Państwowa Komisja Wyborcza może mnie cmoknąć, bo nikt od wygłoszenia moich poglądów mnie nie powstrzyma. O!
A poglądy moje są takie, że politykę i polityków mam głęboko gdzieś (to by nawet tłumaczyło ich upapranie gównem od stóp, do głów). Wobec czego planowałem dziś mój obywatelski obowiązek pozostawić niespełnionym (w końcu tak Kuba Państwu, jak Państwo Kubie), ale jednak w ostatnim momencie zdanie zmieniłem i wrzucić trochę makulatury do urny się udałem (by potem mieć pełne prawo do narzekań). Bynajmniej nie dlatego, że nagle któryś z kandydatów (czy kandydatek) skradł me serce, ale stwierdziłem, że chyba już bym wolał dotychczasową POmidorową papkę, niż nadchodzącą PiStacjową bryndzę.
Wiedzą powszechną jest, że w polityce kradnie każdy, kto zbliży się na odległość ryja od koryta, ale, jak dodają niektórzy, lepiej niech kradną nasi. Ja naszych żadnych nie mam, bo żadnego brata, ani swata na listach wyborczych nie znalazłem, ale jak widzę te skrzywione nienawiścią, fałszem i obłudę, obleśne PiStacjowe mordy, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Owszem, POmidory może nie lepsze, ale przynajmniej nie są fanatycznymi katolami i zakompleksionymi oszołomami snującymi spiskowe teorie dziejów najnowszych.
Niestety trud mój i poświęcenie poszły chyba na marne, bo najwyraźniej czeka nas obszczane kilka lat, ale cóż, może wystarczy im, że się nakradną i większej szkody naszej ojczyźnie te zalatujące moczem PiStacje nie wyrządzą.