Wpisy blogowe, poza luźnymi i nie zawsze ściśle związanymi z tematyką portalu, przemyśleniami redaktora naczelnego, są też swoistym kalendarzem, w którym odliczam dni do premiery najbliższego filmu spod znaku Star Wars. Do Rogue One zostało zatem… 59 dni.
Dziś mamy dzień jak codzień, no może poza tym, że po pierwsze, do wyczekiwanej premiery Rogue One pozostało już mniej niż dwa miesiące. No i jeszcze mijają dziś dokładnie 33 lata, od narodzin Felicity Jones, czyli filmowej Jyn Erso.
Przy tej okazji nie mogę nie podzielić się pewną refleksją. Otóż gdy myślę o Jyn/Felicity, to trochę mi smutno, bo zapowiada się ona jako naprawdę fajna postać, a przyjdzie nam ją oglądać zapewne w jednym jedynym filmie, bo umówmy się, członkowie rebelianckiej drużyny mają niewielkie szanse na przeżycie (bo jak inaczej wytłumaczyć nieobecność tak bojowych bohaterów w Oryginalnej Trylogii). I choć jeśli ktokolwiek ma przeżyć, będzie to właśnie Jyn, i tak nie spodziewam się zobaczyć Felicity Jones w innym filmie spod znaku Star Wars.
Na pocieszenie pozostaje nam zapowiedziana na wiosnę książka poświęcona „Łotrzycy”, ale jeśli ta bohaterka okaże się choć w połowie tak udana, jak Rey (mam do niej ogromną słabość), to chyba nie tylko mnie będzie jej mało. Jeśli faktycznie zyska ona popularność, ma szansę doczekać się też pewnie jakiejś komiksowej miniserii i ewentualnie gościnnego występu w Rebeliantach, ale na więcej chyba liczyć nie można, a szkoda.
No ale najpierw doczekajmy się na Łotra, a potem będziemy się martwić, a tymczasem drogiej Felicity należy jeszcze zaśpiewać:
„Sto lat, sto lat
Niech żyje, żyje nam…”
No i życzyć sobie i jej, by jeszcze kiedyś wcieliła się w Jyn, bo kto wie, może plany drugiej Gwiazdy Śmierci też wykradać pomagała, a że na bothankę nie wygląda, to i wtedy ma szansę przeżyć 😉