Wpisy blogowe, poza luźnymi i nie zawsze ściśle związanymi z tematyką portalu, przemyśleniami redaktora naczelnego, są też swoistym kalendarzem, w którym odliczam dni do premiery najbliższego filmu spod znaku Star Wars. Do Rogue One zostało zatem… 132 dni.
Ostatnimi czasy moja blogowa regularność została mocno nadwątlona. Powody oczywiście są ważkie (o nich innym razem), ale okazji takiej, jak dziś (choć na polski czas będzie to właściwie jutro), czyli rozpoczęcia Igrzysk Olimpijskich w Rio, przepuścić nie mogłem. Aczkolwiek powiem szczerze, że tym razem Olimpiada aż tak mnie nie zajmuje i nie emocjonuje. Ale jak to zwykle bywa, stała się ona pretekstem do rozważań ze Star Wars w tle.
Otóż od zawsze wydawało mi się dość dziwnym, że w Galaktyce, Odległej co prawda, ale przecież przeogromnej, nie istnieje praktycznie temat sportu. Nie liczę tutaj wyścigów podrace’ów, bo to trochę inna para kaloszy. Pierwszy jako taki sport, na który natknąłem się w źródłach starwarsowych, to kanoniczne, młodzieżowe opowiastki o Zare Leonisie, który w młodości był gwiazdą szkolnej drużyny grav balla.
Do tego ostatnio doszły wyścigi już nie podów, a statków, w szczególności wielki wyścig Dragon Void, którym bierze udział Han Solo. Jak wiemy z książki Bloodline, później wyścigi, nieco bardziej oficjalne, stają się sporą częścią jego życia, ale to też nie do końca sport, a przynajmniej nie taki, jaki pojawić mógłby się na Międzygalaktycznej Olimpiadzie.
Ale skoro nie te, to jakie? Macie pomysły na jakieś ciekawe dyscypliny, nie koniecznie dla ludzi, w końcu w galaktyce sporo różnych ras?