Wolnego, co prawda, było wszystkiego całe cztery dni, to i tak powrót do Krakowa, a tym samym do szarej rzeczywistości, był bolesny (choć o dziwo sama droga była nadspodziewanie bezkorkowa).

Tak bolesny, że nie miałem już siły nic wczoraj pisać, siedziałem tylko i użalałem się nad swym losem… No dobrze, jeszcze oglądałem mecz i przygotowywałem sobie obiad, ale poza tym byłem bardzo przybity 😉