Rozpoczął się kwiecień, a wraz z nim rozpoczęła się realizacja najgłośniejszego z wyborczych postulatów pisowskich populistów – program 500+

Wraz z nim zaczęła się dyskryminacja na skalę ogólnopolską, bo oczywiście dla osób bez dzieci żadnych bonusów i darmowej kasy nie przewidzieli. Co więcej, to właśnie z naszych podatków dofinansowuje się dzieciorobów vel multidzieciatych.

Jeszcze pół biedy, jakby program ten faktycznie pomagał potrzebującym, ale przecież chyba wszyscy wiedzą, że to mrzonki. Zastanówmy się bowiem, kto zgarniać będzie największą kasę. Oczywiście rodziny wielodzietne, a te są w większości albo dobrze sytuowane (skoro na mnogość potomstwa mogą sobie pozwolić), a rządowy dodatek będzie dla nich jak znalazł… na waciki; albo też „patologia”, która myśli, że antykoncepcja, to nazwa afrykańskiego plemienia. Ale skoro już się bachory przydarzyły, niech się przynajmniej na coś przydadzą i będą źródłem kasy na wódę. Nie zdziwiłbym się, jakby zaraz pojawił się proceder polegający na produkowaniu dziaciorów na potęgę, do momentu, w którym staną się one głównym źródłem dochodu, i to niemałego. A to prowadzić będzie do jeszcze większych i głębszych patologii.

A Ci, którzy tych pieniędzy naprawdę potrzebują i zamierzają je faktycznie wydać na dzieci? Owszem, oni też pomoc otrzymają, ale mam wrażenie, że takowych osób jest nie więcej, niż 20% wszystkich beneficjentów programu 500+.

A ja? A ja za to wszystko będę płacił, razem ze wszystkimi bezdzietnymi, czy na przykład samotnymi matkami, które uczciwie zaharowują się na śmierć, by dziecku nieba przychylić nie pasożytując przy tym na Państwie i reszcie społeczeństwa (zapomniałem wspomnieć, że im też dodatek nie przysługuje?), choć po wszystkich opłatach stałych, na godziwe życie lewie starcza.

Brawo pis (jeśli ktoś się nie domyślił, to ostatnie stwierdzenie ociekało wręcz sarkazmem ;))