Dziś będzie wpis krótki (bo już zegar, nie tylko biologiczny, tyka coraz głośniej), acz patriotyczny. A dlaczego tak? To się poniekąd wyjaśni w ciągu następnych kilku dni, ale z grubsza dlatego, że w sumie lubię kraj w którym się urodziłem i w którym żyję.
Nie wiem, czy to wystarcza, by powiedzieć, że jestem patriotą, aczkolwiek tę kwestię rozstrzygnie historia. Co prawda nie poświęcam dla ojczyzny życia i nie bronie jej własną piersią w jakimś martyrologicznym zrywie, ale czyż niczym Konrad nie cierpię za miliony? Miliony a nawet miliardy, których zawsze brakuje na kontach ZUSu, choć miesiąc w miesiąc okradają uczciwie pracujących Polaków z ich ciężko zarobionych pieniędzy. Dla ojczyzny poświęcam życie, bo dostać się na NFZ do lekarza graniczy z cudem, więc praktycznie każdą chorobę, poza zgonem może, trzeba przeczekać w nadziei, że przejdzie samo. Niestety polscy politycy odejść sami nie chcą, nie ważne jakie afery ujrzą światło dzienne, nieważne jak skompromituje się ten, czy tamta, jeśli należą do rządzącej akurat frakcji, odsunięcia od koryta obawiać się nie muszą. Zresztą nic w tym dziwnego, skoro wywodzą się z narodu, który poza swą dumą, walecznością i charakterem, słynie z kombinatorstwa i kolesiostwa. I widać tylko swojej bogobojności zawdzięcza on fakt, że na tym świecie dostał nam się w sumie całkiem udany skrawek ziemi, choć nie obraziłbym się, gdyby zamiast tych super intratnych i opłacalnych złóż węgla, trafiły nam się zasoby ropy na przykład.
Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej nie wiem za co ja właściwie swój kraj lubię, ale cóż, nie bez kozery mówią, że miłość jest ślepa. A w tym przypadku też mocno toksyczna i nieodwzajemniona.