Tak, wybyłem na długi weekend z miasta i udałem się na wieś. I nie jest to wieś byle jaka, tylko jedno z najbardziej zabitych dechami skupisk paru domków, jakie w życiu widziałem. Nie ma tam zupełnie nic poza paroma lokalnymi domostwami oraz kilkoma następnymi domkami „letników”.
My jednak musieliśmy udać się na jakieś zakupy, bo jak wiadomo, jutro nic i nigdzie raczej nie będzie już okazji, więc musieliśmy udać się na wieś nieco bardziej cywilizowaną, gdzie można uświadczyć jakiegoś sklepu. I tam właśnie trafiliśmy do Gdowa (osoby mieszkające w pobliżu Krakowa powinni kojarzyć).
I jak normalnie mieścinki takie staram się omijać jak najszerszym łukiem, bo bardzo mnie one przygnębiają, o tyle w handlową sobotę, gdy taki Gdów się zaludnia, słoneczko świeci, a na różnych straganach nabyć można produkty prosto od chłopa, czy domowe ciasta, jakoś tak łatwiej je zdzierżyć i nawet mają takie wioseczko-miasteczka swój urok.