No i dziś znów rozpoczynam od nadrabiania wczorajszych zaległości, bo choć był weekend, to czasu miałem jak na lekarstwo. Ale dziś powinno być już lepiej i nie planuję kolejnej obsuwy 😉
No ale jako, że teraz jeszcze numerem i myślami pozostaję przy weekendzie, tak i tematyka będzie weekendowa i to dotykająca dwóch poprzednich weekendów. Oba, przynajmniej częściowo, upłynęły pod znakiem koncertów bluesowych i przesiadywania w knajpach lepszych, lub gorszych. To z kolei oznaczało picie piwa w ilościach większych, niż zdarzało mi się od dość dawna, zapomniałem już więc, jak skutecznie wyzwala to głód. Lecz o ile dawniej zadowalałem się wtedy pierwszym lepszym kebabem, zapiekanką, czy co gorsza, McDonald’sem, tak tym razem chęć mnie naszła na kanapkę, taką długą i ze wszystkim, taką a’la Subway, aczkolwiek lepszą niż przyrządzają polskie odsłony tej sieci.