Dziś będzie o piwie, bo choć alkohol w gruncie rzeczy do szczęścia potrzebny mi nie jest (a jeśli już, to najlepiej, żeby był to jakiś słodziutki likierek, chętnie połączony z mlekiem), tak są takie chwile, kiedy po prostu nie napić się nie wypada.
Taka chwila mieć miejsce będzie już za chwileczkę, już za momencik, gdyż mamy firmowe, a dokładniej działowe wyjście po pracy do knajpy, a że knajpa posiada swój minibrowar, to chętnie spróbuję ich trunków. Tym bardziej, że firma płaci 🙂
No ale jeśli już piwo piję, szczególnie gustuję w ciemnych, ciężkich, lepkich piwach, choć dobrze, gdy pozbawione są intensywnej goryczki. Takie piwo pić mogę bez wstrętu, a gdy dodatkowo dodam sobie doń trochę domowej aroniówki, lub wiśniówki (tak zamiast soku), to już w ogóle robi się z tego bardzo zacny napitek. Aczkolwiek trzeba z nim uważać, bo po drugim takim kuflu świat już zaczyna wyglądać niepokojąco falująco 😉
No a jeszcze zanim się oddalę w siną dal, to pochwalę się jeszcze jednym, piwnym akcentem, a mianowicie kolejną brzęczącą paczuszką od Alderaan Brewery 🙂