To prawda stara jak świat i wyświechtana jak futro Chewiego, ale jest tak, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, czy w moim przypadku na zgliszczach kuchni.

Temat feralnych szafek poruszam tutaj mam nadzieję ostatni raz, bo domyślam się, że dla Was jest on pewnie bardzo nudny, ale chcąc nie chcąc, to nim właśnie żyję w ostatnich dniach. A że reanimacja kuchni jest bardziej absorbująca najlepiej niech świadczy fakt, że na tę okoliczność wziąłem nawet dwa dni wolnego.

Mimo to kuchnia nadal byłaby obrazem nędzy i rozpaczy, gdyby nie nieoceniona pomoc mego przyjaciela, którego z tego miejsca gorąco pozdrawiam, a który wspomógł mnie dobrym słowem, radą, sprzętem i dłonią tyleż pomocną, co fachową. To właśnie głównie dzięki niemu kuchnia stała się pomieszczeniem, w którym znów może powstawać smakowita magia.

Dlatego cieszę się, że przyjaciół może mam bardzo niewielu, ale za to bardzo sprawdzonych, którzy za każdym razem stają na wysokości zadania. Mam tylko nadzieję, że będę miał kiedyś szansę im się odwdzięczyć.