Wszyscy jesteśmy wegetarianami! Przynajmniej dziś, przynajmniej powinniśmy, a przynajmniej Ci z nas, którzy są wierzący. W praktyce mam wrażenie, że coraz mniej osób postów przestrzega, nawet tak wielkich, jak w Wielki Piątek. Mimo to cieszyć się muszą wszelkiej maści amatorzy trawy w takie dni jak dziś, bo mimo wszystko wciąż znaczna część społeczeństwa się z nimi solidaryzowała.
A ja? Przyznaję się bez bicia, że dziś nie pościłem. Jestem co prawda wierzący, ale niepraktykujący (choć kiedyś jedna zapalona katolka próbowała mnie przekonać, bez sukcesów, że coś takiego nie istnieje), ale nawet nie o to chodzi. Rzecz też nie w tym, by robić na złość wszelkiej maści wegeświrom, bo choć ich wybory uważam najczęściej za podyktowaną modą fanaberię, bo jestem tolerancyjny i niech się katują, jeśli taka ich wola. Dlaczego więc dziś jadłem mięcho, choć wcale od niego uzależniony nie jestem i spokojnie dzień lub dwa bezeń wytrzymuję? Ano dlatego, że uważam, iż marnowanie jedzenia (a to czekało mój mięsny sos do spaghetti, gdybym go nie zjadł) jest grzechem większym, niż łamanie postu.
A Wy pościliście?