Komiksy > Recenzje > Knights of the Old Republic #6 | nasze bannery |
|
|
Knights of the Old Republic #6: Commencement #6/6 3964 lat przed bitwą o Yavin Pochwycony przez łowców nagród w ostatnim zeszycie, Zayne Carrick, musi stanąć naprzeciw mistrzów z Taris. Znienawidzony przez mieszkańców planety podąża na spotkanie, które prowadzić będzie najpewniej do jego śmierci... Co prawda zagadka masakry padawanów została wyjaśniona w poprzednim zeszycie, lecz szczegóły wydarzeń, które miały miejsce owego wieczora poznajemy dopiero teraz. Jeszcze raz przekonujemy się jak pokręconą moralnością posługują się rycerze z Akademii na Taris. W obawie przed zagrożeniem ze strony Sithów poszukują wszystkich punktów przełomu, a gdy już je odnajdują, uderzają w sam środek, nie bacząc na skutki. Ostatni akt "Commencement" choć w połowie koncentruje się na dyspucie o przeznaczeniu i wizjach przyszłości, to zawiera kilka naprawdę miodnych kawałków jak np. atak tajemniczego "Lorda Sithów" na świątynię czy debiut organizacji przestępczej Grypha. Największe wrażenie zrobiły na mnie dwie ostatnie plansze, czyli hologramowe nagranie Zayne'a Carricka. Jest mocne, lecz jeśli do końca zastanowić się, to może stanowić wielki blef. Zayne Carrick nareszcie pogodził się z sobą, zaakceptował sytuację, w której się znalazł. I był to ostatni z etapów jego przemiany. John Jackson Miller na swej stronie w sieci ujawnił, że struktura kolejnych zeszytów pierwszej opowieści odpowiadała "pięciu etapom umierania", Elizabeth Kubler-Ross. I tak od drugiego zeszytu obserwowaliśmy kolejne etapy w życiu naszego bohatera: zaprzeczenie wydarzeniom, złość na otaczający go świat, targowanie się z samym sobą (za pośrednictwem mistrza Vandara), depresję i w końcu akceptację. Prawda, że zmyślne? Co prawda "choroba" Carricka do śmierci nie prowadziła, ale poszczególne wydarzenia wywróciły jego życie do góry nogami. Przyznam, że piąty zeszyt mógł doprowadzić czytelnika do depresji równie wielkiej, co naszego bohatera, ale konkluzja historii zamazała złe wrażenia z zeszłego miesiąca. I jest to zasługą nie tylko szaty graficznej, którą po miesięcznej absencji ponownie przygotował Brian Ching. Pierwszy rozdział komiksowych "Rycerzy Starej Republiki" zakończył się. Przyniósł wiele odpowiedzi, ale i zrodził wiele pytań, które paść muszą, szczególnie, gdy ujrzycie finałową scenę. KotOR to niewątpliwie nowa jakość pośród historyjek Gwiezdnych wojen. Podobnie zresztą miało miejsce z serią gier komputerowych. Jako całość odsłaniają zupełnie nieznany rozdział historii Galaktyki i czynią to na swój sposób dość oryginalnie. Pozostaje świat, jego podstawy, lecz opowieść na siłę nie odnosi się do wizjonerstwa Lucasa, które stanowi jedynie inspirację do zabawy konwencją, do zbudowania czegoś innego. W porównaniu z bliźniaczymi seriami wydawanymi przez Dark Horse Comics jest na dzień dzisiejszy moim numerem jeden. Za miesiąc debiutuje kolejne arc-story pt. "Flashpoint". Nowe przygody młodego Jedi (?) i jego gangu powiązane będą mocno z Mandalorianami i ich podbojami (zajawkę tego mieliśmy w bieżącym numerze na jednym z kadrów). Rif[05. 07. 2006] Fabuła: 8/10 Scenariusz: John Jackson Miller Rysunki: Brian Ching Kolory: Michael Atiyeh Okładka: Travis Charis Wydawca: Dark Horse Comics, czerwiec 2006 W następnym zeszycie: Knights of the Old Republic #7 Star Wars and all its characters are (C) and TM by Lucasfilm Ltd. Website content (C) ICO Squad, 2001-2016 |