Wpisy blogowe, poza luźnymi i nie zawsze ściśle związanymi z tematyką portalu, przemyśleniami redaktora naczelnego, są też swoistym kalendarzem, w którym odliczam dni do premiery najbliższego filmu spod znaku Star Wars. Do Rogue One zostało zatem… 153 dni.
Gdyby decyzja o reaktywacji starwars.pl zapadła wcześniej i na tym etapie mielibyśmy już ugruntowaną pozycję i niejaką renomę, być może pisałbym dzisiaj do Was z Londynu wciąż nieziemsko podekscytowany Star Wars Celebration Europe 2016. No ale tak się nie stało, dlatego na imprezę tę wybiorę się zapewne dopiero przy następnej jej bytności na naszym kontynencie, co nie zmienia faktu, że czułem się dziś trochę jak komentator sportowy relacjonujący zawody rangi mistrzowskiej.
Na rozgrzewkę była Godzina z Markiem Hamillem, którą byłem bardzo mile rozczarowany. Chyba nigdy wcześniej nie słuchałem z nim żadnych wywiadów i teraz tego żałuję, bo gość jest naprawdę świetny.
Potem przyszła pora na panel poświęcony Ahsoce, który zdradzić jej nieopowiedziane, ale prawie kanoniczne historie, a także uchylił rąbka tajemnicy na temat przyszłości bohaterki. Co więcej Dave Filoni puścił oczko w stronę wszystkich fanów postaci, którzy wciąż wierzą, że Ahsoka żyje.
Niestety na panelu poświęconym tworzeniu scenografii, modeli i efektów specjalnych skupić się należycie nie mogłem, tym niemniej z tego, co udało mi się wyłapać, też był on bardzo interesujący, choć dało się wyraźnie odczuć, że prowadzący nie są mówcami, potrafiącymi porwać tłumy.
A potem przyszło to, na co wszyscy czekali, czyli panel poświęcony Rogue One. Czekali, czekali, ale się nie doczekali, bowiem na panelu nie został pokazany nowy trailer filmu, na co wszyscy pewnie liczyli. Dostaliśmy zamiast tego też całkiem fajny filmik zdradzający nieco kulisy Rogue One, ale i pokazujący sporo nowych scen. Przy tej okazji dwie osoby bardzo w moich oczach zaplusowały. Po pierwsze reżyser Gareth Edwards, który wydaje się gościem naprawdę skromnym, naturalnym i zajawionym na punkcie SW. Druga z nich, to Felicity Jones, która do kreowanej przez siebie Jyn Erso przekonała mnie sceną, a której mówi: May the Force be with us uśmiechając się przy tym bardzo specyficznie.
Oj, będzie się w tym filmie działo 😀