Z góry uprzedzam, że dzisiejszy wpis nie będzie pozytywny. Zresztą i tak się dziwię, że mój wrodzony pesymizm i wiecznie niezadowolenia na bloga tak rzadko się przesączają. Ale prawda jest też taka, że w ostatnich miesiącach z mego życia byłem całkiem zadowolony i poza jednorazowymi wypadkami co jakiś czas, wiodłem żywot bardzo sympatyczny.

I w gruncie rzeczy w kwestiach najistotniejszych, nic się na szczęście nie zmieniło, ale splot jakichś idących nie po mojej myśli drobiazgów, czy rzeczy z gruntu błahych, ale dla mnie jednak ważnych, sprawiły, że notuję poważny, choć mam nadzieję, że krótkotrwały zjazd nastroju, który dodatkowo potęguje parszywa pogoda.

Zresztą szczęście sprawach małych, czy większych nigdy nie było było moim wielkim sprzymierzeńcem, dlatego też prawdziwe są słowa Obi-Wana: „In my expirience, there’s no such thing as luck”, at least not for me. Oczywiście mentor Luke’a miał raczej na myśli, że każdy tworzy swoje szczęście i odpowiedzialny jest za swe sukcesy czy porażki. Ja jednak jestem zdania, że nie zawsze jest to możliwe.

Nie mam też  żadnego amuletu, czy przysłowiowej króliczej łapki. Czegoś, czy kogoś, kim na przykład dla reżysera JJ Abramsa jest aktor, a osobiście jego długoletni przyjaciel Greg Grunberg (najlepiej znany ze swej roli w niezłym kiedyś serialu Heroes), a w Przebudzeniu Mocy wcielający się w znanego z książki Koniec i Początek Temmina „Snapa” Wexley’a.