Kilka dni temu na wszelkich forach, fanpage’a i wszelkich innych miejscach skupiających fanów SW szerokim echem odbił się wywiad, którego udzielił „Stwórca” Marvela – Stan Lee odnośnie możliwości powstania filmu, który połączy dwa największe uniwersa, a także dwie najbardziej dochodowe marki w historii – Star Wars i Marvela właśnie.

Choć Stan Lee nie ma już żadnego realnego wpływu na swoje „dziecko”, a w Hollywood nigdy nie stał się nikim znaczącym (wbrew temu, co co myśleć może sam zainteresowany), to dla fanów komiksów jest on żywą legendą, którą z powodzeniem stawiać można w jednym szeregu ze „Stwórcą” Georgem Lucasem. A że fani komiksów, są najczęściej także fanami SW (i vice verse’a), nie dziwi fakt, że słowa Stana wywołały takie poruszenie.

„To będzie najdroższy film w dziejach! Ale możecie być pewni, że jeśli fani będą chcieli go zobaczyć, to wcześniej czy później go zobaczą” – mówi Stan. „Jeśli producenci uznają, że połączenie Star Wars z postaciami z Marvela będzie opłacalne, znajdą sposób, by to zrobić. Czy wyobrażacie sobie Spider-Mana mówiącego – Niech Moc będzie z Tobą? Naprawdę może do tego dość.” – dodaje.

Oczywiście Stan Lee wie, że wymagałoby to nie lada precedensów, by połączyć bohaterów, ale przecież tak już bywało. „Robiliśmy to już w komiksach. Stworzyłem Avengers łącząc ze sobą wielu z istniejących już bohaterów i tworząc z nich zespół. Teraz możemy mieć tylu członków Avengers, ilu tylko chcemy na potrzeby przyszłych filmów. Zresztą może być to całkiem zabawne, gdy nagle się okaże, że Luke Skywalker jest Avengersem.”

Brzmi to jak science fiction, nie uważacie? I ja mam nadzieję, że fikcją to pozostanie, bo osobiście jestem gorącym zwolennikiem czystości uniwersów. Niestety Marvel ma długą historię dziwnych crossoverów. Ich bohaterowie w swoim czasie spotykali postaci chyba ze wszystkich innych, znaczących wydawnictw komiksowych. Co więcej powstała nawet historia, która na krótki czas sparowała X-menów z załogą USS Enterprise.

Jednak o ile w komiksach coś takiego jeszcze łatwo  przeprowadzić i usprawiedliwić alternatywną rzeczywistością, wszechpotężną istotną, która koniec końców przywraca wszystko do sytuacji wyjściowej, czy w skrajnych przypadkach snem jednego z bohaterów, wewnątrz którego odbywały się wszystkie wydarzenia. Tak w filmie tego typu zagrywki już by tak łatwo nie przeszły, a fajni, którym wydawało się, że przez całe życie marzyli właśnie o Luke’u przewodzącym Avengersom, czy o Spider-menie odkrywającym w sobie Moc (w końcu z wielką Mocą idzie wielka odpowiedzialność ;)), szybko mogli by się od twórców odwrócić.

Dlatego też, choć teoretycznie nic nie stałoby na przeszkodzie takiemu projektowi (odkąd i Marvel i Lucasfilm należą do Disney’a), niech lepiej pozostanie on w sferze marzeń i dzikich fantazji fanów, a jedyna interakcja niech występuje na stronach Deadpoola: