Pamiętacie w co najbardziej lubiliście się ubierać jako dzieci? Ja po szkole non stop śmigałem w dresie, który bardzo szybko zyskał okazałą kolekcję łat od jeżdżenia na kolanach po szkolnych korytarzach. Miałem też oczywiście swoje ulubione ubiory na lato i zimę.
Gdy byłem starszy, sportowy styl nadal mnie nie opuszczał, ale wtedy szczególnie upodobałem sobie koszulki bez rękawów, które w moim mniemaniu miały aktywować mój zwierzęcy magnetyzm.
Koniec liceum upłynął natomiast pod znakiem koszul i marynarek. Ale nie, nie była to nagła i niespodziewana zmiana image’u, a wymóg szkoły, która posiadanie długich włosów obwarowała takim właśnie warunkiem.
I na długie lata był to ostatni, wyraźny temat przewodni mego ubioru, no może poza wymuszoną czynnikami zewnętrznymi, fazą czarną. Nie mogę powiedzieć, że wtedy ubierałem się brzydko,
czy niechlujnie, po prostu jakby wziąć moje ubrania z całego  tygodnia, nie szło raczej przewidzieć, co ubiorę w następnym.
Teraz nadal nie jestem może stylówą, czy innym trendseterem, ale jeśli jest lato, to wiadomo, że moim największym przyjacielem jest len, dżinsy i koszulę wybieram na oficjalne okazje, no a gdy
nastają chłody pod swetrem czy bluzą zawsze znaleźć można koszulkę z SW.
Chciałbym powiedzieć, że tak jak z brodą czy rowerem, miałem je na długo, zanim stało się to modne, jednak przyznać się muszę bez bicia, że ten element garderoby pojawił się u mnie niedługo przed rozpoczęciem odliczania, także tutaj światową modę wyprzedziłem „only just”.
No a teraz nie dość, że koszulki, bluzy, czapki, rękawiczki, skarpetki czy majtki z motywami z SW można dostać w każdym markecie, to także większość odzieżowych sieciówek ma je w swojej ofercie. Wszelkie Croppy, Reservedy, C&A czy H&My poczuły nagle Moc. Poczuł i House, ale oni poczuli nawet bardziej, bo postanowili wysłać mi paczkę 😉 A ja, choć niewymiarowy i w tego typu sklepach normalnie nie mogący znaleźć nic dla siebie, postanowiłem dać im szansę. No i jak się okazało, nie jest tak źle, bo poza komicznie obcisłym dresem, cała reszta leży całkiem nieźle. Gorzej tylko, że w szafie miejsce na starwarsowe ciuchy zaczyna się już kończyć.
PS. Na zdjęciu to nie ja, a jeden z otrzymanych w prezencie ciuchów.
PS2. I jak się okazało, gdy go na stronie House’a szukałem, to wcale nie T-Shirt, a góra od piżamy, z kolei obcisły „dres” okazał się tejże piżamy dołem 😉