Dzisiejszy tytuł, jak i zdjęcie, jest mocno dwuznacznie, a
ja, na jedno tylko ze znaczeń zdecydować się nie mogę, więc dziś będą dwa
tematy – w końcu kto bogatemu zabroni!
Pierwsza zatem kwestia, to
bicie dzieci, a raczej wymierzanie im kar cielesnych, bo różnica jest
ogromna. Oczywistym jest, że bicie nie tylko dzieci, ale kogokolwiek, w
przypływie złości, czy z czysto sadystycznych pobudek, jest absolutnie
karygodne i każdy jego przejaw winien być piętnowany i z pełną stanowczością ze
społeczeństwa eliminowany (no chyba, że bicie odbywa się za zgodą oby stron,
ale o tym później). Jednak bicia, z karami cielesnymi mylić nie można. Znakiem
naszych czasów są niestety ulice pełne zniewieściałych i wydelikaconych
osobników, a domowe zacisza, bardziej niż kiedykolwiek, stały się wylęgarnią
wszelkiej maści dewot i katolskich ekstremów. Ale stawianie na równi dania
dziecku wychowawczego klapsa, z biciem i znęcaniem się nad nim jest grubą
przesadą.
Tym bardziej, że najmłodsze pokolenie owych wychowawczych
klapsów (od czasu do czasu i w ostateczności) potrzebować może bardziej niż
jakiekolwiek przedtem. Przyszłość naszej rady wyrasta nam bowiem na
rozwydrzonych, płytkich i moralnie miałkich egoistów, którzy ponad wszystko
cenią pieniądze i społeczne uznanie. A przecież wszystkie wcześniejsze
pokolenia wychowywane były w strachu przed ojcowską rękę, czy co gorsza pasem i
nie dość, że wyszły na ludzi, to też na dużo wartościowszych ludzi. Zresztą przecież
kary cielesne nawet nie są konieczne, ale jakiekolwiek kary, których młode
osobniki faktycznie będą się obawiać. Za moich czasów było to na przykład
klęczenie na grochu, stanie w kącie, czy dla mnie najgorsze – wystawianie na
korytarz, gdzie ukraść mogą cyganie. Wiem wiem, brzmi drastycznie, ale z reguły na groźbach się z reguły kończyło i jakoś działało. A dziś króluje bezstresowe wychowanie, a największą karą są jakieś karne jeżyki i inne szmery bajery, podczas jedyną
skuteczną karą w dzisiejszych czasach zdaje się szlaban na telewizor, a w starszym wieku embargo na
Internet i komórkę.Aczkolwiek chcę wierzyć, że są jeszcze dzieci, które wyjdą na ludzi i bez takich mniej lub bardziej inwazyjnych środków dyscyplinujących, a nasze społeczeństwo nie chyli się jednak aż tak bardzo ku upadkowi.
(poniżej tekst już tylko dla widzów pełnoletnich)

 

No ale jak się rzekło, są też klapsy zgoła inne, które karą
się tylko z pozoru, a nawet gdy ręka jest bardzo ciężka, to druga strona
kolejne razy jeśli nie z rozkoszą, to przyjmuje z rosnącym podnieceniem. Kiedyś
takie igraszki, których prekursorem, a może raczej pierwszym propagatorem był
osławiony Markiz de Sade, stanowiły temat tabu i wielką tajemnicę samych
zainteresowany. Z biegiem lat społeczeństwo powoli wyzbywało się swojej
pruderii, a o upodobaniach BDSM coraz częściej się przebąkiwało i pozwalano
sobie nawet na nieśmiałe demonstracje (było i jest to chyba nadal dość bezpieczne,
bo wciąż niewiele osób wie co oznacza triskel i z czym się go je). Jednak na
salony i do świadomości milionów zabawy takie wprowadziło dopiero podłe
czytadło „50 Shades of Grey” oraz jego ekranizacja, która była niestety tylko
kwestią czasu. Oczywiście lektura ta pokazuje cały świat dominacji i uległości
w sposób infantylny i naiwny, dopuszcza się też karygodnych uproszczeń i
skrótów nie tylko myślowych, co nie zmienia faktu, że dokonała ona czegoś
niezwykłego! Sprawiła, że co najmniej połowa niedopieszczonych kurek domowych
oraz niezbyt rozgarniętych małolat od lat piętnastu do dwudziestu pięciu,
zaczęła skrycie marzyć o swej niewolniczej doli. Druga połowa, zaczęła
natomiast taką ewentualność poważnie rozważać… Cóż, przyszło nam żyć w
ciekawych czasach.